Moje wyobrażenie o aniołach stróżach, po lekturze "Dożywocia" Marty Kisiel uległo lekkiemu zachwianiu. Choć w głębi serca wciąż wierzę że mój opiekun jest okazem bardziej ogarniętym i mniej pociągającym (gilem z nosa) niż Licho (dość oryginalne imię jak dla anioła). Koszulkę z Garfieldem może nosić, bamboszki jeszcze zniosę, ale wydepilowane z piór skrzydła, no nie może być. Nie mniej, ten niedoskonały anioł jak i pozostała menażeria powieści wywołali szeroki uśmiech na mej twarzy.
Początkujący pisarz Konrad Romańczuk dziedziczy dom razem z zamieszkującymi go dożywotnikami. I nie byłby to większy problem, jednak pakiet lokatorów jaki otrzymuje Romańczuk wraz z gotycką willą jest dość nietypowy: anioł, dość naiwny jak na anioła; Krakers, prawie Master Chef ( choć bliżej mu do Hell's Kitchen)
morski potwór uwielbiający gotować; widmo romantycznego poety, który upodobał sobie makijaż a'la panda; utopce sztuk cztery; kocia Zmora oraz różowy królik! I niestety szaleństwo czai się nie tylko w Lichotce, ale poza nią jest go jeszcze więcej. Powiedzieć, że wszelkiej maści kłopoty to ich specjalność to mało, Lichotka działa na nie jak magnes.
"Dożywocie" to zbiór pięciu opowiadań połączonych wspólnym motywem Lichotki i jej uroczych mieszkańców.
Najmocniejszą stroną powieści jest niesamowita i nietypowa ekipa bohaterów, będących lokatorami gotyckiego przybytku, z Romańczukiem na czele. Prawie rodzina Adamsów, ale o niebo sympatyczniejsza.
Licho mnie rozczuliło. Anioł pedant, z alergią na pierze. Celofanowe włosy, trochę krzywo ostrzyżone na jeża, wydepilowane skrzydła ( przewrotność losu - zasmarkany anioł z alergią na pierze), różowe bamboszki, koszulka z Garfieldem ( tudzież z Myszką Miki) i różowy królik pod pachą.
Krakers, mistrz patelni, wybitny ciastkarz i cukiernik ( tiramisu i faworki palce lizać), dzięki swoim mackom i talentom kulinarnym trafia w podniebienia każdego niejadka i łakomczucha.
Utopce, sympatycznie zielone stwory, preferujące wygodną łazienkę niż staw.
I mój ulubieniec, Szczęsny, to znaczy jego widmo, natchniony, romantyczny, "wybitny" poeta, cierpiący niczym młody Werter von Goethego, doprowadzający do szału Romańczuka, resztę wesołej kompanii zresztą też.
W Lichotce są i bardziej "udomowione" zwierzaki: kotka Zmora oraz różowy! królik Rudolf Valentino (prawda że piękne imię dla królika).
Bandzie przewodniczy Konrad Romańczuk, nowy właściciel, który przyjmując spadek, nie spodziewał się jaki inwentarz bierze pod swoje skrzydła, ( a może to Licho jego pod swoje wyskubane wzięło?). W nowym miejscu leczy swoje złamane serce i szuka weny by ukończyć swoją powieść.
Bandzie przewodniczy Konrad Romańczuk, nowy właściciel, który przyjmując spadek, nie spodziewał się jaki inwentarz bierze pod swoje skrzydła, ( a może to Licho jego pod swoje wyskubane wzięło?). W nowym miejscu leczy swoje złamane serce i szuka weny by ukończyć swoją powieść.
Wszyscy razem i osobno tworzą niesamowicie barwną grupę, która często potrafi doprowadzić czytelnika do wybuchów śmiechu, Romańczuka do łez, częściej wściekłości. Każda postać jest na swój sposób charakterystyczna i wyjątkowa. Mimo że potrafią doprowadzić do gorączki i rozstroju nerwowego trudno ich nie kochać.
Marta Kisiel napisała wyśmienitą książkę. Postacie na medal, ale język którym posługuje się autorka też zasługuje na pochwały. Niezwykły, nieprzesadzony humor, ironia, świetne dialogi. Mimo, że samej akcji jest jak na lekarstwo, to w sferze językowej bardzo dużo się dzieje. Lektura to czysta przyjemność
"Dożywocie" to niezwykle kolorowa i zabawna przygoda w towarzystwie mieszkańców Lichotki. Uśmiecham się na samo wspomnienie Konrada i spółki. Przeczytajcie i uśmiechajcie się szeroko, bo jak Licho nie śpi, to sprząta.
Dożywocie, Marta Kisiel, Wydawnictwo Uroboros, 2015, ss.376
moja subiektywna ocena: 5+/6
moja subiektywna ocena: 5+/6
Jak ja to kocham to już wiesz :D
OdpowiedzUsuńWiem, wiem i nie dziwię się bo książka urocza.
UsuńTa książka jest po prostu urocza. Chętnie ją przygarnę :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę z całym inwentarzem bohaterów :)
UsuńCzytałam, czytałam, aaaapsik! :) Przede mną jeszcze "Nomen omen", mam nadzieję, że też mi się spodoba :)
OdpowiedzUsuńTeż jestem ciekawa jaki będzie "Nomen omen"
UsuńCzytałam i mam pierwsze wydanie :) Na drugie możliwe, że jak portfel pozwoli też się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJa na razie tylko wersja e-book, ale nie wiem czy na papier się nie skuszę. Pozdrawiam
UsuńJuż sama okładka przyciąga wzrok :)
OdpowiedzUsuńCo tam okładka, zawartość cudowna
UsuńAleż mam chęć na tę książkę, o taaak!
OdpowiedzUsuńOd fanów takiej literatury o autorce słyszę same ochy i achy (i czytam), ale to zwyczajnie nie moja bajka.
OdpowiedzUsuńChoć zauważyłam już (podczytując recenzje innych), że książki Marty Kisiel wychodzą poza swój gatunek, są czymś więcej. Prawdziwe perły.
Twój pierwszy akapit bardzo zachęca do przeczytania całości recenzji nawet takich ignorantów fantastyki jakim jestem ja :) To świadczy i tym, że potrafisz radzić sobie nawet z trudnymi przypadkami hehe.
Cieszy mnie, że choć raz udało mi się Cię troszkę przekonać do tej powieści.
UsuńJuż od dłuższego czasu marzy mi się ta książka.
OdpowiedzUsuń