Simon Beckett uwiódł mnie swoją debiutancką powieścią " Chemią śmierci", więc tylko kwestią czasu było sięgnięcie po kolejny tom przygód doktora Huntera. "Zapisane w kościach" sprawiło, że znów włos jeżył się na głowie, było mrocznie strasznie, napięcie sięgało zenitu. Przyznaje, że moje drugie spotkanie z autorem było jeszcze bardziej emocjonujące, ale o to właśnie chodzi w dobrych thrillerach.
Akcja powieści toczy się półtora roku po wydarzeniach z "Chemii śmierci". David Hunter wraz z Jenny przeprowadzają się do Londynu. Lekarz otrzymuje telefon z prośbą o pomoc
w sprawie tajemniczych zwłok odnalezionych przez emerytowanego policjanta Andrew Brodego na wyspie Runie, w archipelagu Hebrydów. Ofiara uległa niemal całkowitemu spaleniu, a chatka w której ją odnaleziono była w nienaruszonym stanie. Po przybyciu przez lekarza na wyspę, rozpętuje się sztorm, wyspa zostaje odcięta od świata, bez łączności ze stałym lądem. Jedynymi osobami, które mogą rozwikłać zagadkę tajemniczego morderstwa jest doktor Hunter, sierżant Fraser i były policjant Andrew Brody.