"Jedyną okolicznością łagodzącą w ciemnoczasie było oszukiwanie wieku wyglądem. Kobiety kłamały, żeby mieć prawo do miłości. Aż tak żałosne to były czasy."
Akcja "Krótkiej historii Ruchu" rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w której dzięki radykalnym zmianom społecznym wprowadzonym przez Ruch nastąpiła epoka "jasnoczasu". Zabroniony jest makijaż, jakakolwiek ingerencja chirurgów plastycznych jest zakazana, sukienki i krótkie spódniczki zastąpiły bezkształtne dresy, liczy się wnętrze człowieka, jego wiedza i doświadczenie, a nie wygląd zewnętrzny i kult ciała. Niepokorni mężczyźni, którzy nie chcą się podporządkować nowemu porządkowi trafiają na resocjalizację do specjalnego Instytutu.
Petra Hůlová w swojej powieści feministyczne postulaty doprowadziła do ekstremu. Penisy o ilorazie inteligencji 130, masturbacja dozwolona tylko przy zdjęciach modelek po siedemdziesiątce, ośrodki resocjalizacji dla macho i kobiet, dla których uroda jest najważniejsza. Jest śmiesznie, ale bardziej strasznie. Ta książka nie jest jednak żadnym manifestem, na pewno jest kpiną, w której czeska pisarka wbija kilka szpil zarówno zatwardziałym feministom jak i konserwatystom, mocno krytykując stare jak i nowe totalitaryzmy oraz reżimy. "Krótka historia Ruchu" jawi się nade wszystko jako ostrzeżenie. Nie ważne jest bowiem jak piękne idee głosimy. Wprowadzone w życie, szczególnie siłą i przemocą, nieuwzględniające zdania innych, stają się kolejnym totalitaryzmem i przestają mieć cokolwiek wspólnego z głoszoną wcześniej równością i sprawiedliwością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz