Francuski reporter i korespondent wojenny Jean Hatzfeld swoją książkę "Nagość życia. Opowieści z rwandyjskich bagien" w której rozmawia z ocalałymi ze zbrodni ludobójstwa Tutsi rozpoczyna od słów: "W roku 1994, od godziny jedenastej w poniedziałek 11 kwietnia do czternastej w sobotę 14 maja, około pięćdziesięciu tysięcy z pięćdziesięciu dziewięciu tysięcy miejscowych Tutsi zginęło od maczety na wzgórzach powiatu Nyamata w Rwandzie z rąk bojówkarzy interahamwe i sąsiadów Hutu, którzy zabijali codziennie od godziny dziewiątej trzydzieści do godziny szesnastej. Oto punkt wyjścia tej książki".
Zdanie to jest również punktem wyjścia dla drugiej części napisanej przez niego trylogii poświęconej ludobójstwu w Rwandzie, "Sezonu maczet", w którym Jean Hatzfeld oddaje głos tym, którzy sięgnęli po maczety, mieszkającym na skraju bagien sprawcom rzezi.
Reporterowi udaje się zdobyć zaufanie dziesięciu odbywającym karę więzienia za zbrodnię ludobójstwa Hutu. Wśród jego rozmówców są rolnicy, nauczyciel, były wojskowy. Wiosną 1994 zmienili się w bezlitosnych katów, którzy zabijali swoich sąsiadów, kiedyś przyjaciół. Nie próbują się usprawiedliwiać, w żaden nie umniejszają swojej odpowiedzialności. O rzezi, której dokonali na Tutsi opowiadają bez żadnych emocji, bo dla nich nie była to zbrodnia. Pozbawianie życia swoich sąsiadów traktowali jak obowiązek, zadanie jak każde inne, niezbyt przyjemną pracę do wykonania.
Przez półtora miesiąca każdego ranka Hutu z uśmiechem na ustach wyruszali z domu w kierunku bagien, na których ukrywali się Tutsi, by potem przez siedem kolejnych godzin szukać swoich ofiar i mordować. O szesnastej po zakończonej "pracy" wracali do domu, brali kąpiel, jedli z rodzinami obiad, a potem przy piwie z kolegami opowiadali o tym jak spędzili dzień. O tamtych wydarzeniach rozmówcy Hatzfelda opowiadają bez żadnej skruchy, wyrzutów sumienia. Nie czują żalu, nie żałują, wspominają natomiast, że okres ludobójstwa (chodź tego słowa nie używają prawie nigdy) był dla nich czasem dobrobytu. Dzięki grabieżom, żyli wygodniej, jedli więcej mięsa, pili więcej alkoholu, mieli "rowery, odbiorniki radiowe, blachy, okna, wszystko", nie musieli zajmować się pracą na roli, zamiast tego polowali, tępili karaluchy.
Zeznania sprawców rzezi przeplatane są w "Sezonie maczet" z przemyśleniami autora. Jean Hatzfeld bardzo często zestawia ludobójstwo w Rwandzie z Holokaustem i czystkami etnicznymi, do których doszło na terenie byłej Jugosławii. Zwraca uwagę na podobne mechanizmy działania, zastanawia się dlaczego w każdym z tych przypadków do ludobójstwa dochodziło przy milczącym przyzwoleniu i całkowitej obojętności innych państw.
"W Niemczech,
tak jak w Rwandzie, ludobójstwo było planem totalitarnego reżimu, który rządził
przez długie lata. Zagłada Żydów, Cyganów, czy Tutsi pojawia się w politycznych
programach od chwili dojścia totalitarnych polityków do władzy i powraca w
oficjalnych wypowiedziach. Ludobójstwo jest planowane stopniowo i nabiera coraz
większego znaczenia. Sprzyja temu fakt, że innym krajom trudno w to uwierzyć.
Jest okresowo testowane na wybranych grupach populacji."
"Trudno jest nas osądzić, gdyż to, co robiliśmy, przekracza ludzkiej wyobraźni" mówi jeden z rozmówców Jeana Hatzfelda, tym zdaniem oddając wszystko to co czułam w trakcie lektury. Czytając spowiedź sprawców targały mną różne emocje. Mając w pamięci relacje Tutsi spisanych w "Nagości życia" czułam na przemian wściekłość, odrazę i litość za bezduszną obojętność Hutu, traktowanie rzezi "jak naturalnej kolei rzeczy, która odbywała się w rytmie sezonowych prac". Pozbawili Tutsi człowieczeństwa, traktując ich jak zwierzęta, których równie łatwo zgładzić maczetą, jak kurczaka, czy kozę. "Sezon maczet" przeraża, nie tyle opisami rzezi, których dokonywali Hutu na swoich sąsiadach, ale zupełnym brakiem emocji, obdarciem z człowieczeństwa, nie ma w rozmówcach reportera poczucia wina ani wyrzutów sumienia. Uderza bezrefleksyjność Hutu, zarówno wtedy, gdy traktowali mord jako pracę, jak i wtedy gdy byli w więzieniu, nie zdając sobie sprawy czego się dopuścili.
"Sezon maczet" to książka, która niesie ze sobą ogrom bólu. Reportaż, który nie tylko daje obraz trwającego w Rwandzie od dziesięcioleci pełnego nienawiści konfliktu. To wgląd w umysły sprawców, którzy popełnione przez siebie zbrodnie traktują jako kolejny obowiązek. Najbardziej przeraża jednak świadomość tego, że zło drzemie praktycznie w każdym z nas i wystarczy tak niewiele, by je zbudzić, zwrócić przeciwko sobie sąsiadów i doprowadzić do ludobójstwa.
Informacje o książce:
Autor: Jean Hatzfeld
Tytuł: Sezon maczet
Tytuł oryginału: Une saison de machettes
Przełożył Jacek Giszczak
Wydawnictwo: Czarne
Miejsce i rok wydania: Wołowiec, 2012
Liczba stron: 262
"Sezon maczet" to książka, która niesie ze sobą ogrom bólu. Reportaż, który nie tylko daje obraz trwającego w Rwandzie od dziesięcioleci pełnego nienawiści konfliktu. To wgląd w umysły sprawców, którzy popełnione przez siebie zbrodnie traktują jako kolejny obowiązek. Najbardziej przeraża jednak świadomość tego, że zło drzemie praktycznie w każdym z nas i wystarczy tak niewiele, by je zbudzić, zwrócić przeciwko sobie sąsiadów i doprowadzić do ludobójstwa.
Informacje o książce:
Autor: Jean Hatzfeld
Tytuł: Sezon maczet
Tytuł oryginału: Une saison de machettes
Przełożył Jacek Giszczak
Wydawnictwo: Czarne
Miejsce i rok wydania: Wołowiec, 2012
Liczba stron: 262
Lubię dobre reportaże. Zapisuję tytuł.:)
OdpowiedzUsuńDawno nie czytałam żadnego reportażu, a ten naprawdę intryguje. Będę o nim pamiętać. Dla mnie również taki brak emocji jest przerażający.
OdpowiedzUsuń"Dzisiaj narysujemy śmierć" pobiło mnie konkretnie. To najstraszniejszy horror, jaki czytałem, przebijający fikcje Kinga, Mastertona i innych. Książki Hatzfelda mam na uwadze i chyba też od Ciebie się o nich dowiedziałem, tylko nie potrafiłem skojarzyć, która w końcu jest tomem 1, bo w internecie ie było to jasno przedstawione. A na pewno po autora sięgnę.
OdpowiedzUsuńTochman również zrobił na mnie ogromne wrażenie, ale pisze o Rwandzie trochę inaczej niż Hatzfeld. Tochman angażuje się, jest częścią historii, którą opowiada, Hatzfeldd obserwuje z boku. Wydawnictwo Czarne wydało tę trylogię w innej kolejności i sama początkowo miałam problem, od której właściwie powinnam zacząć. Pierwsza jest "Nagość życia. Opowieści z rwandyjskich bagien". Druga część to właśnie "Sezon maczet" i na końcu "Strategia antylop". Psychicznie bardzo ciężkie lektury, ale warto.
UsuńO, super, dzięki za sprostowanie i pomoc. :) Jasne, te książki mocne dają kopa. Ale czytanie ich - w mojej myśli - w pewien sposób hartuje człowieka i pozwala mu spojrzeć na świat innymi oczami, zwłaszcza na to, co wokół Ciebie. Dostrzec to, docenić, przestać myśleć przez chwilę o sobie czy konsupcjoniźzmie.
UsuńTej nie czytałam, ale czytałam Tochmana i 'Więzy krwi' Harzfelda. O spadku po ludobójstwie wiele lat później.
OdpowiedzUsuńCzytałam już trzy zbiory reportaży dotyczących problemu tego konkretnego ludobójstwa i chyba na razie mam dosyć. Przeraża mnie tak zapis historyczny, jak i fakt, że o dramacie w Rwandzie świat jakoś milczy - niektóre ludobójstwa roztrząsane są przez dziesiątki lat, a tutaj... jakby fakt, że wydarzyło się to w Afryce, umniejszał bezmiar tragedii. Przykre.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ewelina z Gry w Bibliotece
bardzo niezwykła książka i jak przypuszcza, momentami wręcz wstrząsająca. Prawdę najlepiej poznaje się w reportażach, wpisuję na listę. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBrzmi na prawdę zacnie, ale nie ukrywam, że moje zainteresowanie przykuł tytuł "Sezon Maczet" zabrzmiał tak typowo po krakowsku =D
OdpowiedzUsuń:) No tak, kompletnie nie pomyślałam, ale Twoje skojarzenie jak najbardziej słuszne.
Usuń