sobota, 4 marca 2017

Klaśnięcie jednej dłoni, Richard Flanagan- recenzja #278

"Wszystko zrozumiesz, choć nigdy tego nie przeżyjesz, a wydarzyło się to dawno, dawno temu w świecie, który sczezł potem w torfie, w zapomnianą zimę na wyspie, o której niewielu słyszało." Tym zdaniem Richard Flanagan otwiera swoją powieść "Klaśnięcie jednej dłoni". Tą zapomnianą przez wszystkich wyspą,  jest leżąca na południe od wybrzeży Australii, Tasmania i to właśnie tutaj rozgrywa się  snuta przez autora opowieść o wojnie, emigracji i rodzinie.  Opowieść, która zgodnie z obietnicą "The Times" ma zniewolić czytelnika. Niestety, nie w moim przypadku.

Sonia Buloh, jest córką pary słoweńskich emigrantów, którzy uciekają z Jugosławii gnębionej przez reżim Josipa Tity, do Tasmanii. Nawet tam, na drugim końcu świata ścigają ich koszmary jakich doświadczyli podczas  II wojny światowej. Maria, matka Sonii, gdy dziewczynka ma trzy lata, pewnej nocy w 1954 roku porzuca swoją rodzinę. Dla dziewczynki rozpoczyna się koszmar, gdy jej ojciec okazuje się być agresywnym alkoholikiem. Nie potrafiąc znieść pijaństwa i przemocy, Sonia ucieka z domu. Po latach, jako czterdziestoletnia dojrzała kobieta, wraca do rodzinnej Tasmanii, by odwiedzić ojca i znaleźć odpowiedź na  pytanie, dlaczego matka od nich odeszła.

"Klaśnięcie jednej dłoni" Flanagana opisuje ciężki los imigrantów, dla których Tasmania miała stać się domem, a poza obywatelstwem, które otrzymali, nigdy nie byli traktowani na równi przez tubylców, zawsze gorzej. Określani mianem "bambo" wykonywali najcięższą pracę przy budowie tam.  Sami imigranci również nie dążyli do tego by stać się częścią społeczności, cały czas izolując się, zostając sam na sam wraz ze swoim cierpieniem. 
Tak jak Bojan Buloh, który po ucieczce żony, pozostaje zupełnie sam, bez wsparcia, oderwany od swoich korzeni, w obcym kraju, topi smutki w alkoholu, krzywdząc nie tylko siebie, ale najbliższą osobę jaka z nim pozostała. Bojan kocha Sonię, ona jego, ale żadne nie potrafi dotrzeć do drugiego i  zrozumieć siebie na wzajem i tak tkwią oboje w tym zaklętym kole miłości i przemocy, z którego żadne nie potrafi się wydostać.

Richard Flanagan w swojej powieści dotyka problemu, dotyczącego wpływu historii na ludzi, tego jak bolesne wydarzenia, których nie potrafimy wymazać z pamięci wpływają na nas, na nasze dzieci i kolejne pokolenia. Pomimo bólu, cierpienia jakie te traumatyczne wydarzenia przynoszą autor daje nadzieję, że kiedyś przyjdzie odkupienie, wybaczenie i będziemy mieli szansę wszystko rozpocząć na nowo.

Książka zachwyca swoją konstrukcją, językowym kunsztem, pełnego metafor i plastycznych, poetyckich opisów, jednak już sama fabuła nie czaruje tak mocno jak w przypadku "Ścieżek północy". Nie brakuje w tej powieści scen poruszających, mocnych momentów, które potrafią wzruszyć czytelnika,  jednak są to tylko momenty, ponieważ autor wykorzystuje utarte schematy, przez co całość wypada niestety dość przeciętnie. Zabrakło mi w "Klaśnięciu..." głębi postaci, ich ewolucji, przedstawienia tego jak Sonia dojrzewała do tego by wybaczyć ojcu, bo wybaczenie to przecież długi i skomplikowany proces i często samo przepraszam nie wystarczy, by zapomnieć lata znęcania się. U Flanagana jest to zbyt proste i powierzchowne.
 
"Klaśnięcie jednej dłoni" jest powieścią trudną.  Przepełnioną bólem i cierpieniem opowieścią o skomplikowanych rodzinnych relacjach, w których miłość, przemoc i nienawiść przenikają się na każdym z możliwych poziomów. Historią, która pokazuje, że ucieczka z kraju ogarniętego wojną może stać się dramatem, a nie wyzwoleniem.  "Klaśnięcie..." jest dla mnie trudną powieścią również jeśli chodzi o jej ocenę. Jak ocenić książkę, która stylistycznie i językowo zachwyca, a fabularnie coś w niej zgrzyta, brakuje głębi? Gdyby nie wcześniejsza lektura doskonałych "Ścieżek północy" inaczej oceniłabym lekturę "Klaśnięcia..", a może mam zbyt wysokie oczekiwania wobec tego autora. Niestety  dla mnie, "Klaśnięcie jednej dłoni" to pięknie napisany przeciętniak. Szkoda.

Klaśnięcie jednej dłoni, Richard Flanagan, Wydawnictwo Literackkie, 2016, ss. 368

11 komentarzy:

  1. Jestem po lekturze "Pragnienia" a także tę książkę mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mimo, że może nie do końca ta książka do mnie przemówiła to na pewno po kolejne książki Flanagana sięgnę, pozdrawiam.

      Usuń
  2. To szkoda, że Ci się nie spodobała...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie podobała to za mocne słowo, wydaje mi się, że miałam chyba zbyt wysokie oczekiwania po doskonałych wręcz "Ścieżkach północy", oczekiwałam czegoś innego, lepszego. Wiem, że "Klaśniecie..." powstało wiele lat wcześniej niż "Ścieżki", wtedy był już widoczny jego kunszt pisarski, ale jak widać doświadczenie czyni mistrzem.

      Usuń
  3. Zgadzam się z Tobą - to ładnie zapakowany przeciętniak. Chociaż nawet do stylu autora mogłabym się przyczepić. Niektóre z jego porównań były tak kwieciste, że aż śmieszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi język bardzo nie przeszkadzał, brakowało mi tego co zauroczyło mnie w "Ścieżkach...", to nie był ten Flanagan, który mnie oczarował, a Ścieżki północy koniecznie przeczytaj.

      Usuń
  4. Szkoda, że się zawiodłaś. Ja jeszcze nie znam autora, ale nie mówię mu nie. Zobaczymy. Ale widzę, że czytasz "Drogę". Czekam z niecierpliwością na recenzję, bo sama mam na nią chrapkę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomimo lekkiego zawodu z pewnością po kolejne powieści Flanagana będę sięgać.
      A "Drogę" polecam, robi wrażenie.

      Usuń
  5. Miałam w planach tą książkę, ale obawiam się że moja ocena może być podobna, więc nie do końca jestem do niej przekonana...

    OdpowiedzUsuń
  6. Flanagan to jeden z tych pisarzy, po których chcę sięgnąć, ale zawsze odkładam ich na później. Choć mam wrażenie, że powinnam zacząć od innej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Życie jest zbyt krótkie na czytanie przeciętniaków :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...