środa, 15 lutego 2017

To, co utraciłyśmy w ogniu, Mariana Enriquez- recenzja #272

Co sprawia, że w nocy nie możesz zmrużyć oka? Czasem drobnostka, na pozór nic nie znaczące wydarzenie, przypadkowe spotkanie potrafi sprawić, że zaczyna kiełkować w nas niepokój i strach. Strach, który zaczyna rosnąć w siłę, by w końcu wybuchnąć z impetem.
Nasiona pełne strachu i niepokoju rozsiewa w swoim zbiorze opowiadań "To, co utraciłyśmy w ogniu" Mariana Enriquez, argentyńska pisarka, okrzyknięta przez lokalną krytykę, księżniczką literatury grozy. I jest wiele prawdy w tym stwierdzeniu, ponieważ dwanaście mrocznych historii osadzonych we współczesnej Argentynie wywołują gęsią skórę, na długo pozostawiając czytelnika w gęstej atmosferze strachu i niepokoju.

Uczennica, która wyrywa sobie paznokcie i rzęsy oraz jej koleżanka, która pragnie jej pomóc, sama nie zdając sobie sprawy, że wkrótce sama zacznie się okaleczać. Graficzka komputerowa ogarnięta obsesją  na punkcie bezdomnej kobiety i jej syna "brudnego dzieciaka", który wkrótce zostaje znaleziony martwy.  Argentyński seryjny morderca z początków XX wieku, który po blisko stu latach objawia się przewodnikowi turystycznemu, stając się dla niego inspiracją. Dzieci odwiedzający opuszczony dom, z którego jedno nigdy nie wraca i kobiety, które protestując przeciw przemocy domowej dobrowolnie wstępują na stosy. To tylko niektóre z postaci powołanych do życia w opowiadaniach Enriquez, w których zło i strach wkrada się w ich życie  niepostrzeżenie.

Groza, która pojawia się  w opowiadaniach Mariany Enriquez posiada kilka wymiarów. Nawiedzione domy, pojawiające się demony, nie pozwalające zapomnieć o sobie  zmasakrowane zwłoki małego chłopca są horrorem dla bohaterów opowiadań, ale dla samej autorki pretekstem by pokazać inny rodzaj horroru, jakim jest argentyńska rzeczywistość. Argentyny naznaczonej przemocą i gwałtem, w której wielki kryzys gospodarczy lat 30-tych poprzedniego wieku zakończył czas wielkiej prosperity, pogłębiając biedę i kontrasty społeczne. Obrazy, które maluje Enriquez pełne są brudu, morderstw, narkotyków, złodziei, kultu San La Muerte, obrazy, dla nas przerażające, dla Argentyńczyków stanowiące smutną codzienność, w której płonące na stosach kobiety nie są niczym szczególnym, choć w nas budzą dreszcze.

W tym wszystkim odnaleźć musi się człowiek, i to właśnie jednostka staje w centrum opowiadań Enriquez. Zmuszona do życia w szarej, brutalnej południowoamerykańskiej rzeczywistości, w zderzeniu z tym co nieznane i tajemnicze, staje się jeszcze bardziej samotny i wyobcowany, a pisarka nie oszczędza swoich bohaterów. Pod lupę trafiają ludzka psychika, poczucie winy, czy  moralność.

"To, co utraciłyśmy  w ogniu" Mariany Enriquez to wyjątkowo niepokojący, często mocno wstrząsający obraz argentyńskiej rzeczywistości. Pisarka doskonale i bardzo naturalnie buduje  atmosferę grozy i przerażenia. Strach z tych opowieści jest jak niewielkie skaleczenie, wyjątkowo drażniące, które rozdrapujemy i staje się jątrzącą trudno gojącą się raną. I kiedy w końcu uda się jej zagoić, a my przeczytamy ostatnie opowiadanie, pozostałe po każdej historii  blizny dalej będą nas  palić, niepokoić, nie dając o sobie zapomnieć.
Historie, które mocno zachodzą za skórę. Gorąco polecam.

To, co utraciłyśmy w ogniu, Mariana Enriquez, Wydawnictwo Czarna Owca, 2017, ss. 232

Za możliwość lektury dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca

6 komentarzy:

  1. Nie czytam przeważnie opowiadań, ale przekonałaś mnie, że po ten zbiór powinnam sięgnąć koniecznie. Poszukam, dorwę, przeczytam - zaintrygowałaś mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Opowiadania czytam bardzo rzadko, więc jest to na pewno dobry powód, by to zmienić. Już samo zdanie w recenzji o wyrywaniu rzęs przyprawia mnie o ciarki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyprawiają o ciarki, zaczynają się niewinnie, a na końcu wybucha bomba. Po dobre opowiadania warto sięgnąć, a Enriquez właśnie do takich należy.

      Usuń
  3. Mam cichutką nadzieję, że te opowiadania zrobią choćby mały szum w blogosferze. Bardzo bym chciała, żeby polscy czytelnicy o nich usłyszeli. Bo warto.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również mam nadzieję, że nie przejdą bez echa, bo te historie warto poznać. Pozdrawiam.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...