sobota, 4 lutego 2017

O pochodzeniu łajdaków, Tomasz Wiśniewski- recenzja #267

Do końca nie jestem pewna czego spodziewałam się po debiucie Tomasza Wiśniewskiego "O pochodzeniu łajdaków" Obiecano mi rzeczywistość surrealistyczną i absurdalną, ale dostarczona przez tę niewielką książkę dawka przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Proza Wiśniewskiego to absurd totalny, do tego nastrajający wyjątkowo optymistycznie.

90 stron na których autor zmieścił 47 opowiadań ( w tym jedno, które w spisie treści nie zostało umieszczone i takie, którego nie ma). Bohater Tomasz Wiśniewski oraz jego alter ego, pierwsze, drugie i kilka kolejnych. Komornik bierze go za parodię, figuranta, klona, sobowtóra, nieznajomi myślą, że jest gołębiem, zaczyna nawet znikać, ale na całe szczęście odzyskuje swoją postać. Kolekcjonuje bilety,  słucha radia, wygrywa milion w teleturnieju. Jest wrażliwym poetą, (bez)robotnym intelektualistą, zostaje jezuitą, dorabia jako prokurator okręgowy, wielkim szacunkiem darzy kontrolerów biletowych, ale tych  w Niemczech.   Żyje w świecie utkanym z iluzji.

W rzeczywistości Tomasza Wiśniewskiego- autora nie ma rzeczy niemożliwych, i nic nie jest takie jak może się wydawać. Aby zostać właścicielem mieszkania wystarczy tylko znaleźć w sieci wzór umowy zakupu nieruchomości, od zbyt ciężkiego powietrza tyją ludzie, próba napisania CV może doprowadzić do obłędu.

Świat bywa dziwny, bywa niesamowity, ale to jakie cuda i dziwy wydobywa na światło dzienne autor jest sporym wyzwaniem dla naszego postrzegania i wyobraźni. Tomasz Wiśniewski potrafi dostrzec niesamowitości i niezwykłości w zasadzie w każdym aspekcie naszego życia, nawet w takich sferach życia, w których najmniej byśmy się tego spodziewali. Cóż abstrakcyjnego może tkwić w przedmiotach użytku codziennego, czy kamieniu? Jeśli jest to kamień, który spada z serca (dosłownie), i posiada zdumiewająco wysoką wartość sprawa ma się zupełnie inaczej. 

W świecie z opowiadań Tomasza Wiśniewskiego nie ma żadnych granic, nie ma niemożliwego, jest za to gigantyczna dawka absurdu, groteski, która działa....upajająco. To absurd, który nawet jeśli szokuje, przeraża, to wywołuje szeroki uśmiech, zaraża optymizmem.

Autor wspaniale bawi się językiem, skojarzeniami,  dostrzega dwuznaczności, paradoksy, bardzo dosłownie traktuje metafory. Stylistycznie jest napisana oszczędnie, ale sugestywnie, co doskonale współgra z cudowną rzeczywistością opowiadań. Absurd podkreślają także świetne ilustracje Joanny Grochockiej.

Jedna rzecz długo nie będzie dawać mi spokoju. Pełny tytuł zbioru brzmi "O pochodzeniu łajdaków, czyli opowieści z metra", ale o co chodzi z tym metrem nie mam pojęcia. Czy chodzi o metro, jako środek transportu, czy metr jako jednostkę miary, chyba tylko autor  zna odpowiedź na to pytanie.
Nie ulega jednak wątpliwości, że Tomasz Wiśniewski napisał książkę do której z przyjemnością będę wracać. Pokłady zaserwowanego przez autora absurdu uzależniają, wywołując szczery uśmiech. A taki świeży powiew optymizmu jest bardzo potrzebny.

O pochodzeniu łajdaków, Tomasz Wiśniewski, Wydawnictwo Lokator, 2015, ss. 94

2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Lektura bardzo nieszablonowa, wymykająca się wszystkim schematom. Mam nadzieję, że będziesz miała okazję, by "O pochodzeniu łajdaków" przeczytać.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...