Nowy 2016 rok rozpoczynam recenzją książki która wprowadziła do mojego małego czytelniczego światka prawdziwą burzą, dokładnie arcyburzę. "Droga Królów" Brandona Sandersona od samego początku przykuwa wzrok przede wszystkim swoim imponującym rozmiarem. A zawartość, cóż, to doskonałość w każdym calu, w każdym detalu.
W Drodze Królów śledzimy losy czworga bohaterów. Kaladin, syn chirurga i były żołnierz, w skutek zdrady zostaje niewolnikiem. Trafia do armii jako mostowy, których przeznaczeniem jest śmierć. Shallan to młoda dziewczyna, która pod pretekstem zdobycia wiedzy trafia jako podopieczna do jednej z najbardziej wykształconych kobiet Jasnah, jej prawdziwym celem jest jednak zdobycie fabriala, który ma pomóc jej rodzinie w odzyskaniu utraconego majątku.
Dalinar, arcyksiążę, wojownik, jeden z zaufanych ludzi króla, dręczą go wizje, które każą mu zjednoczyć księstwa i ostrzegają przed zbliżającym się końcem.
Szeth, kłamca z Shinowaru, morderca, który płacze kiedy zabija. Posługuje się pancerzem i ostrzem odprysku. To właśnie Szeth jest przyczyną toczącej się wojny, jako że zabił króla Gawilara.
To właśnie od tej czwórki zależą losy świata, nadchodzi Wieczna Burza a oni są kluczem.